CukrzycaZ cukrzycą w związku. Co partner wiedzieć i umieć powinien?

Z cukrzycą w związku. Co partner wiedzieć i umieć powinien?

by

Cukrzyca to nieodłączna część naszego życia. To fakt i jeśli chcemy żyć z kimś na dobre i na złe, wspólnie iść po życiowej ścieżce, musimy brać siebie nawzajem z całym dobrodziejstwem inwentarza. Z zaletami, z wadami, ze zdrowiem i z chorobą. I tak – nasz przyszły towarzysz życia dostaje w pakiecie także cukrzycę. Czy musi o tym wiedzieć? Czy musi wiedzieć jak się żyje z cukrzycą? Czy musi wiedzieć jak nam pomóc, czy musi chodzić z nami do lekarza? Czy musi umieć obsługiwać pompę insulinową? Jak bardzo powinien być w cukrzycę zaangażowany?

Z faktem, że nasz partner powinien wiedzieć o tym, że mamy cukrzycę chyba nie trzeba polemizować. No, chyba że to wielka wakacyjna miłość trwająca trzy dni…  Ale jeśli jesteśmy z kimś już na dobre i na złe, spędzamy z sobą dużo czasu i razem przeżywamy różne rzeczy, to jest to absolutnie naturalne, że będziemy razem przechodzić przez wzloty i upadki. Także wzrosty i spadki stężenia cukru we krwi. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której miałabym ukrywać fakt cukrzycy przed bliską mi osobą, nie wykonywać przy niej pomiaru, gdy jest taka potrzeba, zachowywać się „niewytłumaczalnie” jak to się zdarza przy niedocukrzeniach… Słyszałam o kobiecie, która – choć miała męża i dzieci – nikomu z bliskich nie powiedziała, że ma cukrzycę. Nie wiem, na ile to prawdziwa historia, ale jeśli to rzeczywiście prawda – jak bardzo trudne musiało być jej życie w permanentnym ukryciu… I jak bardzo musiała nie ufać swojemu mężowi?

Naturalne nastawienie do cukrzycy i obowiązków z niej wynikających zdecydowanie ułatwia życie – nie tylko nam, ale i otoczeniu. Przynajmniej ludzie wokoło nas są w stanie zrozumieć nasze potrzeby i ewentualne dziwne zachowania. Nasza codzienność oprócz pracy/szkoły, domowych obowiązków, towarzyskich spotkań, podróży itp. to także wykonywanie pomiarów glikemii, wyliczanie dawki insuliny do posiłku, podawanie insuliny – to codzienne decyzje „ile podać”, gdy czeka nas wysiłek fizyczny lub stresujące wydarzenia, zmiana wkłuć, wizyty u diabetologa, niedocukrzenia i przecukrzenia. To po prostu cukrzyca typu 1. Im bardziej naturalnie podejdziemy do tych obowiązków my, tym bardziej naturalnie podejdą do nich i inni.

Pierwszą i kluczową rzeczą, którą nasz partner wiedzieć i rozumieć powinien, to po prostu podstawy cukrzycy. To, że do życia potrzebujemy insuliny i mówiąc krótko – musimy ją brać i musimy kontrolować czy dobrze ją bierzemy. Co by się nie działo, gdzie byśmy nie szli, wyjeżdżali – insulina jest podstawą naszej egzystencji. Nasza waliza jadąc na wakacje jest więc zawsze odpowiednio większa o wszystkie cukrzycowe akcesoria, nigdy nie wyjdziemy „spontanicznie”, nie biorąc ze sobą pompy/penów i glukometru, zawsze mamy ze sobą torby lub duże kieszenie. Często też możemy prosić: weź mi glukometr, podaj mi pena. Cukrzycową nomenklaturę nasz towarzysz też musi znać!

A fakt, że insulinę musimy podawać sobie samodzielnie, niestety obarczony jest dość dużym ryzykiem błędu. Najczęściej insuliny podamy zbyt mało, a w związku z tym stężenie cukru we krwi będzie zbyt wysokie. Czasem jednak podamy jej zbyt dużo i huśtawka wychyla się w inną stronę.

Gdy nasz partner wie o naszych symptomach niedocukrzenia i przecukrzenia, jest wrażliwy na sygnały związane z tymi stanami, rozumie pewne zachowania – ma to same plusy. Po pierwsze, może wykazywać większe zrozumienie – w końcu gdy mamy niedocukrzenie, dużo trudniej idzie nam myślenie, wolniej odpowiadamy, zachowujemy się trochę jakbyśmy byli w innej rzeczywistości. Gdyby nie wiedział, że przyczyną tego stanu jest hipoglikemia, mógłby stwierdzić, że coś jest z nami nie tak, że może jesteśmy pijani, albo, że po prostu – mamy czasowe głupawki. Choć to trudne, może też wykazywać większe zrozumienie dla stanów hiperglikemii. Wiele osób odczuwa wzrost poziomu agresji, gdy cukier jest podwyższony. Ja na przykład znacznie częściej jestem wtedy kłótliwa, nieprzyjemna. Kiedy się kłócimy, mój mąż często mówi mi wtedy „weź się zbadaj”. To stwierdzenie oczywiście doprowadza mnie do szału jeszcze bardziej, ale… prawda jest taka, że w większości przypadków ma rację. Mierzę cukier, a tam 300 mg/dl… Trzeba jednak uważać, by tych naszych zachowań partner nie wykorzystywał przeciwko nam. „Twoje zdanie się nie liczy, bo masz hipo”, albo „ty masz hiper, ja i tak mam rację” – wtedy wystarczy po prostu zmierzyć cukier i udowodnić: „o, nieprawda. Poziom cukru jest ok. Więc może jednak ja mam rację”.

Inny ważny aspekt – jeśli nasza bliska osoba zna nas dobrze, może nam często pomóc i wyczuć niedocukrzenie czasem nawet szybciej niż my. Nie raz słyszałam od męża „coś dziwnie się zachowujesz, jesteś jakaś inna”, co skutkowało pomiarem i wykryciem niedocukrzenia. Nie mówiąc już o tym, że zawsze powinniśmy móc liczyć na ukochanego/ukochaną w kontekście przyniesienia glukometru, podania szklanki soku, czy wyciągnięcia glukozy z plecaka.

To podstawy, a czy oczekujemy od partnera czegoś więcej? Często widzę, gdy do naszej poradni diabetologicznej w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie przychodzą pary. Zazwyczaj jako towarzystwo do oczekiwania w kolejce, ale czasem też wchodzą razem na wizyty, razem szkolą się z obsługi pompy insulinowej itp. Choć na wizyty u diabetologa chodzę samodzielnie (w końcu kwestie dawek, korekt, przeliczników to jednak moja sprawa), to uważam, że jeśli ktoś potrzebuje takiego wsparcia i chce być na wizycie razem, to czemu nie? To zależy jednak od indywidualnych potrzeb. Na pewno jednak warto razem podejmować decyzje takie jak zmiana terapii (z penów na pompę) – razem znać plusy i minusy (wolność i swoboda vs. koszty, stały dopływ insuliny vs. wkłucie w ciele), a nawet razem się szkolić – na szkolenia Edu-Cukrzyca, które prowadzę, bardzo często przychodzą pary. I bardzo dobrze! Zawsze raźniej dzielić odpowiedzialność niż wszystko zapamiętywać samodzielnie!

Czy partner powinien wiedzieć, jak postępować w sytuacji ciężkiego niedocukrzenia i  rozwijającej się kwasicy? Czy powinien umieć założyć wkłucie/zrobić zastrzyk i wyliczać wymienniki węglowodanowe i białkowo-tłuszczowe? To już rodzaj umiejętności, których – cóż – nawet my sami często nie mamy do końca opanowanych. Mój mąż nie liczy WW i WBT, nie konsultuję z nim dawek insuliny. Ale znam pary, które działają właśnie w ten sposób – osoba z cukrzycą dzięki temu czuje, że ma wielkie wsparcie – a jej towarzysz, że istotnie pomaga jej w podejmowaniu decyzji. Tylko co wtedy, gdy mamy inne wnioski na temat tego samego posiłku? Kto podejmie decyzję? Kuba (mój mąż) umie za to założyć mi wkłucie, co bywa bardzo użyteczne, gdy chcę je mieć w trudniej dostępnym miejscu. Samemu trudno jest to zrobić, więc poprosiłam go, by też się nauczył. Nie miał z tym żadnych problemów i teraz często się chwali, że „zakłada wkłucia najlepiej!”☺ A ja mam tą pewność, że gdyby cokolwiek mi się stało – złamałabym rękę, miała operację i nie mogłabym sobie radzić z cukrzycą sama – zawsze będę mogła liczyć na jego „ratunek”.

Dla obopólnego bezpieczeństwa ważne jest też, by partner odpowiednio zareagował, jeśli dojdzie do ciężkiego niedocukrzenia. Warto ustalić, gdzie trzymamy glukagon, przeszkolić go w obsłudze, wytłumaczyć, kiedy go użyć. Bo choć nie zakładamy, że takie zdarzenie nam się przytrafi, to jednak musimy mieć na uwadze, że pewne ryzyko istnieje – a wtedy sami sobie nie pomożemy. Pamiętajcie też, że dzwonić po pogotowie trzeba we wszystkich przypadkach złego samopoczucia i braku reakcji z naszej strony. Stan podkwaszenia (ketonurii) wynikający z dłuższego niedoboru insuliny w naszym organizmie da się samemu naprawić, nie trafiając do szpitala. Musicie jednak wiedzieć, że samopoczucie jest wtedy jednak okropne, a myślenie też nie idzie najlepiej. A jeśli już wszystko zaszło  za daleko i nasze złe samopoczucie utrzymuje się dłużej niż kilkanaście godzin, to jedynym rozwiązaniem jest położenie się w szpitalu. Uprzedźmy więc, że jeśli będziemy mieć bardzo wysokie poziomy glikemii, będziemy czuć się bardzo źle, a do tego będziemy wymiotować – to na pewno to nie jest grypa żołądkowa, tylko po prostu kwasica. My w takim stanie możemy już słabo rejestrować rzeczywistość – w takiej sytuacji partner niech więc po prostu dzwoni po medyczne wsparcie. W kontekście powyższych sytuacji dobrze też, by partner umiał wykonywać pomiar glikemii. To, że Kuba umie zmierzyć mi cukier przydaje się też w innych sytuacjach, np. gdy prowadzę auto.

Podsumowując, niech więc nasz partner będzie wsparciem, ale nie opiekunem w maminym stylu. Niech wie, co robić, gdy tego potrzebujemy, ale niech nie pyta nas (jak rodzice!) „czy dobrze się czujemy” i „jaki mamy cukier”. Niech będzie pewny, co robić w razie nieprzewidzianego i niech wykaże zrozumienie dla naszego gorszego samopoczucia. Tylko tyle. I aż tyle. Przez wszelkie problemy zawsze lepiej iść razem. Pamiętajcie, jeśli to poważny związek, to podstawowym jego aspektem jest zaufanie, oddanie i bycie ze sobą „na dobre i złe”. Z cukrzycą w gratisie.

Back to Top